niedziela, 7 sierpnia 2016

2. PLAN INDOCHINY



Planowanie podróży jest dla mnie nieco absurdalne - psuje całą zabawę i ogranicza spontaniczność do absolutnego minimum. Jednak w aspekcie nadchodzącej podróży wydaje się ono niezbędne. Kluczowe w naszym wypadku okazuje się sztywne trzymanie terminów (godziny przylotów, odlotów, przejazdów są bardzo istotne). O jakimkolwiek przekładaniu lub opuszczaniu lotów nie ma mowy. Qatar Airways, który będzie naszym przewoźnikiem, poinformował nas, że w przypadku pominięcia któregokolwiek odcinka podróży jej kontynuacja będzie niemożliwa. To właśnie ta informacja zmusiła nas do zmiany pierwotnego pomysłu i dokładnego zaplanowania całej wyprawy.

28 dni. 4 kraje.
20.09 mamy lądować w Bangkoku. 26.09 przelatujemy z BKK do Hanoi. Pozostają nam 22 dni, aby przejechać przez 4 kraje, tak aby docelowo ponownie trafić do Hanoi.

Pełna faza ekscytacji i jednocześnie ogromny strach przed tym czy uda nam się to wszystko dograć i spiąć. Strach, który ową ekscytację napędza. Całe powodzenie naszej 'misji' jest zależne od tego jak szybko uda nam się pokonać Laos i Kambodżę, a to teren całkowicie nam nieznany, owiany pewną tajemnicą, głównie dlatego, że wzmianek o tych krajach, w porównaniu z Tajlandią i Wietnamem znajdziemy stosunkowo mało.

Tak jak mogliście wywnioskować, 6 pierwszych dni przymusowo spędzamy w Tajlandii. O ile się uda, pierwszego dnia zaraz po przylocie będziemy próbowali przemieścić się na wyspy. Spędzimy tam 3 dni leniuchując na plaży i odpoczywając przed tym co nas czeka w dalszej części wyprawy. Gdy będziemy mieli już dość słońca wrócimy do BKK i poddamy się zgiełkowi tego miasta, które nie śpi. W planie mamy masaże, Pad Thai na Khao San przy McDonalds (po cichu liczę na to, że moje ulubione stoisko nadal się tam znajduje), nocne spacery po China Town oraz przeprawy tramwajami wodnym, a za dnia intensywne zwiedzanie, tego czego nie widzieliśmy i powracanie do ukochanych przez nas miejsc.

Alex w Tajlandii był 2 lata temu, podczas podróży po Azji, ale tak naprawdę poza Bangkokiem nie odwiedził żadnego innego miasta. Moja zeszłoroczna podróż pozwoliła mi całkiem porządnie zapoznać się z tym pięknym krajem, więc poza granicami stolicy będę przejmować dowództwo.

Po przylocie do Hanoi zacznie się prawdziwa zabawa i jak to mawia mój tata: jazda bez trzymanki. Walka z czasem. Wieczorem, po przylocie, jeśli sprawnie uporamy się z odprawą i przedostaniem na dworzec autobusowy wsiądziemy w busa do Vientianu - stolicy Laosu. Podróż ma trwać 20h, a przynajmniej takie właśnie informacje znajdujemy w internecie. Pobyt planujemy na max 1,5 dnia i ruszamy dalej do Luang Prabang - dawnej stolicy Laosu, która uważana jest za miasto wyjątkowe i niezwykle urokliwe. Tutaj ponownie, ze względu na mocno ograniczony czas zostajemy jeden dzień, a dalej ruszamy w 24-godzinną podróż do Chiang Mai - mojego ukochanego miasta.  Przyznam szczerze, że świadomie zaplanowałam pobyt w tym cudownym miejscu na swoje urodziny. Po weekendzie na północy Tajlandii przejedziemy do Bangkoku, aby stamtąd kierować się do Kambodżańskiego Siem Reap i Phnom Penh. Po kilku dniach znajdziemy się w Ho Chi Minh, dawnym Sajgonie. Punktem obowiązkowym jest delta Mekongu - mini marzenie Alexa. Dalej pozostaje nam kierować się na północ Wietnamu, aż do Hanoi, zaliczając po drodze Hoi An lub Hue. Gdy dotrzemy już do Hanoi, odbijemy na wschód, do miejsca położonego praktycznie w linii prostej od stolicy - malowniczej zatoki Ha Long. W zeszłym roku miałam okazję wydać zawrotne 60USD na wycieczkę do Ha Long Bay, wykupioną w agencji turystycznej. Sama organizacja niestety nie spełniła naszych oczekiwań, choć samo miejsce obroniło się na szóstkę. W tym roku cały wypad zaplanujemy sami. Alex przez moją zeszłoroczną relację z tego miejsca wymarzył sobie pobyt tam i mam nadzieję, że rzeczywistość te marzenia odzwierciedli.

O tym czy uda nam się to wszystko spiąć, będziecie się dowiadywać na bieżąco z podróży. Grunt to zdążyć na samolot powrotny 17.10 :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz